Nie wiem czy jeszcze to kogoś zaskoczy, ale szaleństwo nowej gry Pokemon GO jest chyba w swoim najbardziej zaawansowanym stadium. Generalnie sieć oszalała i wszyscy mówią i piszą o najnowszym viralowym wynalazku cywilizacji, czyli prostej (acz chwytliwej) gierce, która opiera się na geolokalizacji i mapach oraz korzysta z tzw. rzeczywistości rozszerzonej (augmented reality).
W skrócie: chodzi o zbieranie wirtualnych “Pokemonów” przy użyciu smartfona i geolokalizacji, kolekcjonowanie ich i jak to w grach – bycie lepszym (i zapewne fajniejszym).
Jak się okazuje nie jest to zajęcie zarezerwowane dla gimbazy i nerdów, bo już teraz można zauważyć, że na ulicach kręcą się zombie w kwiecie wieku, wgapieni tępo w swoje małe ekrany, szukający wirtualnej zdobyczy w najdurniejszych miejscach miasta.
Nie zamierzamy tego oceniać, bo jak to mawiają: jeden zbiera znaczki, drugi liże znaczki. Zawsze łatwiej ocenić niż zrozumieć -jest zajawka, jest fajnie, bawcie się.
Jedna rzecz wywołała jednak nasze zaniepokojenie…czy to początek apokalipsy? Jeden z Biblijnych jeźdźców jednak nie będzie “śmiercią na koniu” a… Pokemonem?
Fakty mówią same za siebie.
Pokemon GO zdetronizował “porn” w liczbie zapytań w ostatnich 7 dniach.
Sprawdź sam w statystykach Google Trends dla Pokemon Go.
To ogromny sukces twórców gry (która nawet jeszcze nie wyszła w naszym kraju oficjalnie!) oraz ogromna porażka wielu mężczyzn, którzy dzielnie trwali na straży popularności tego, co zawsze dobrze się kończy ;)